"Bielany to unikalna dzielnica" - wywiad z Kacprem Pietrusińskim
Ukończył Pan prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Prawnikom nie jest ciężko znaleźć dobrze płatną posadę. Czemu więc zdecydował się Pan na pracę w samorządzie?
Myślę, że zadecydowały dwie rzeczy. Po pierwsze potrzeba działania, aktywności społecznej i obywatelskiej. Poza tym samorząd ma tę fantastyczna cechę, że szybko widać rezultaty podejmowanych działań. Od podjęcia decyzji o wyremontowaniu chodnika, budowie przedszkola, zorganizowaniu zajęć pozaszkolnych dla dzieciaków albo otwarciu klubu seniora, do widocznych efektów mija stosunkowo niewiele czasu. A gdy daje się zrobić coś dobrego dla lokalnej społeczności, to przynosi to dużo satysfakcji.
Czy przed objęciem funkcji zastępca burmistrza miał Pan jakieś doświadczenie samorządowe?
Tak, przez 8 lat byłem radnym najpierw gminy, a potem dzielnicy Bielany.
To był Pan bardzo młodym człowiekiem, gdy wybrano Pana radnym?
Rzeczywiście, miałem 21 lat i byłem jednym z młodszych radnych, ale wcale nie najmłodszym. Rada gminy liczyła wtedy 45 osób, więc było wielu bardziej doświadczonych radnych od których mogłem się uczyć.
Czy występował konflikt pokoleń między młodymi a starszymi radnymi?
Nie. Oczywiście zdarzały się czasami spory i dyskusje, ale moim zdaniem dobrze funkcjonujący samorząd sprzyja raczej porozumiewaniu się i współpracy, niż konfliktom. Oczywiście, gdy byłem radnym mając 21 lat patrzyłem na sprawy dzielnicy oczami studenta, niedawnego licealisty. Najbardziej angażowały mnie sprawy młodzieży. Jako radny mogłem skupić się na reprezentowaniu interesu moich wyborców, przede wszystkich ludzi zbliżonych do mnie wiekiem. Teraz staram się unikać takiego spojrzenia. Jako zastępca burmistrza muszę dbać o interesy wszystkich mieszkańców Bielan.
Jakie, Pana zdaniem, są walory naszej dzielnicy, które mogłyby tu przyciągnąć inwestorów i przyszłych mieszkańców?
Bielany to naprawdę unikalna dzielnica i to nie tylko w skali naszego kraju, ale wręcz w skali europejskiej. Dużą część dzielnicy zajmuje rezerwat, jest kilka lasów, graniczymy z ogromnym Parkiem Narodowym – to atuty, które trzeba wykorzystać. Warto, żeby ludzie nie tylko tu nocowali, ale też żeby spędzali swój wolny czas. To jest naprawdę świetne miejsce.
A jakie są największe problemy Bielan?
Problemów naturalnie jest dużo. Powiem o dwóch, które uważam za szczególnie istotne. Po pierwsze uderzające jest to, że na Bielanach, liczących 130 tysięcy mieszkańców, czyli więcej niż chociażby Płock, tak uboga jest oferta kulturalna i rozrywkowa. Jest oczywiście Bielański Ośrodek Kultury i Biblioteka Publiczna, które robią bardzo dużo dobrego, ale jak na wielkość dzielnicy to zdecydowanie za mało.
Nie ma chociażby kina...
Tu nie chodzi tylko o kino, ale o podstawową infrastrukturę zachęcającą ludzi do wyjścia z domu, jak choćby kawiarnie, restauracje...
Może mieszkańcy Bielan ich wcale nie potrzebują. Przecież mamy kapitalizm – gdyby był popyt na tego typu lokale – byłaby i podaż, otwierano by je.
Tak by było, gdyby Bielany były samodzielnym miastem. Jesteśmy jednak częścią Warszawy, w dodatku położoną dość blisko centrum i ten popyt jest „wysysany” przez inne dzielnice. Jestem jednak przekonany, że gdyby u nas pojawiła się ciekawa oferta, mieszkańcy woleliby zostać bliżej domu, niż jeździć do Śródmieścia. To widać chociażby na przykładzie Ursynowa, gdzie powstało sporo lokali i wcale nie świecą one pustakami. Myślę, że z chwilą gdy metro dojedzie na Bielany, nasza dzielnica stanie się bardziej atrakcyjna nie tylko jako miejsce do zamieszkania, lecz także i do spędzania wolnego czasu. Ważne jest by Bielany nie stały się wielką sypialnią, lecz by wraz z rozbudową dzielnicy pojawiały się elementy tworzące żywe miasto – sklepy, punkty usługowe, kawiarnie, restauracje.
Naturalnie władze dzielnicy nie mogą wyręczać prywatnych przedsiębiorców w tworzeniu tego rodzaju, czysto komercyjnych, obiektów, ale powinny podejmować działania inspirujące ich powstawanie. Może Pan podać przykład takich działań?
Ostatnio Zarząd przyjął stanowisko w sprawie zabudowy tak zwanego Serka Bielańskiego, u zbiegu Żeromskiego i Marymonckiej. To duży teren w najbardziej reprezentacyjnym punkcie dzielnicy. Jest dla niego uchwalony plan miejscowy, który dopuszcza powstanie wysokiej zabudowy z dużym udziałem powierzchni handlowych i usługowych. Zależy nam, aby powstał tam obiekt spełniający role miejskiego centrum. Nie chodzi o to, by postawić kolejny supermarket, bo on nam nie jest potrzebny. Tam powinny powstać różnorodne lokale usługowe i rozrywkowe, między innymi kino. Budowę będzie realizował prywatny inwestor, ale miasto powinno wybrać projekt, który w najwyższym stopniu będzie realizował potrzeby mieszkańców.
Nie wszystko mogą jednak zbudować prywatni inwestorzy.
Oczywiście, są inwestycje, które dzielnica powinna realizować ze środków publicznych. Takim projektem, na którym nam szczególnie zależy, jest budowa obiektów sportowych przy Marymonckiej 42. Chcemy, by ten teren przestał być – tak jak dziś – miejscem opuszczonym, zapomnianym i zniszczonym, lecz by powstały tam ciekawe, liczne i przede wszystkim, ogólno dostępne obiekty o charakterze sportowo-rekreacyjnym.
Wiele mówiliśmy o infrastrukturze sportowej, usługach, lokalach rozrywkowych. Tymczasem są na Bielanach miejsca, gdzie jest problem z dostępem do podstawowych usług, np. kanalizacji.
Tu dochodzimy do drugiego z waż-nych problemów dzielnicy, o którym chciałem powiedzieć – degradacji terenów północnych. Takie osiedla jak Radiowo czy Wólka Węglowa mogłyby być niezwykle atrakcyjne, chociażby ze względu na sąsiedztwo Kampinosu. Przez lata lokowano tam jednak uciążliwe zakłady, całkowicie zaniedbując jednocześnie podstawowe potrzeby mieszkańców. Zmiany następują niestety powoli. Ważne jest jednak, aby postępowały one syste-matycznie. To jedyne tereny, na których dzielnica może się rozwijać. Poprawa warunków życia ich mieszkańców jest więc koniecznością.
A czy sami mieszkańcy dbają o swoje interesy? Czy potrafią się zorganizować, działać oddolnie?
Jeśli chodzi o aktywność obywatelską to na Bielanach mamy się czym pochwalić. Mamy rekordową ilość samorządów osiedlowych, z których większość jest bardzo aktywna. Jest wiele oddolnych inicjatyw, zarówno młodzieżowych, szkolnych, jak i wśród seniorów. Problem znów tkwi w braku infrastruktury – klubów, miejsc, gdzie ci aktywnie działający Bielańczycy mogliby się spotykać. Szczególnie trzeba tworzyć je dla młodzieży, aby w dobry sposób zagospodarować jej wolny czas. Niestety, czasem zdarzają się protesty przeciw otwieraniu takich placówek, ze względu np. na hałas. Jeżeli jednak chcemy, żeby młodzież nie spędzała wolnego czasu na piciu piwa pod klatką, trzeba jej zaoferować inne możliwości.
Znajduje Pan poza pracą czas na aktywność społeczną?
Do niedawna byłem członkiem Zarządu w Automobilklubie Polskim, niezwykle zasłużonej instytucji o wspaniałej, blisko 100-letniej tradycji. Niestety właśnie ze względu na brak czasu zmuszony byłem zrezygnować.
Czy działalność w automobilklubie była związana z uprawianiem jakiegoś sportu?
Tak, od kilku lat jestem czynnym pilotem rajdowym. Na uczestnictwo w rajdach poświęcam praktycznie wszystkie wolne dni.
Rajdowcy wielu osobom źle się kojarzą.
Niestety często słowa „rajdowiec” używa się w relacjach dotyczących tragicznych wypadków, czy drastycznych przypadków naruszania prawa drogowego. Takie utożsamianie ulicznych bandytów ze sportowcami jest bardzo krzywdzące. Automobilkluby, a także zawodnicy, robią bardzo dużo dla poprawy bezpieczeństwa na naszych drogach. Najlepszym i chyba najbardziej znanym przykładem jest działalność Krzysztofa Hołowczyca.
Rozmawiała Małgorzata Tańska
Tekst opublikowano w Miesięczniku "Nasz Bielany"
Miesięcznik Urzędu Dzielnicy Bielany m. st. Warszawy Nr 3 (95) Rok IX – Marzec 2007