Wólka Węglowa na nowo odkryta
Styczeń/Luty 2019
Wólka Węglowa na nowo odkryta
W historiografii poświęconej Bielanom położona na ich peryferiach Wólka Węglowa nie doczekała się bardziej wnikliwych analiz i obserwacji. Zawsze żyła własnym życiem i w odróżnieniu od „miejskich” Bielan popadała w kompleksy, powszechnie kojarzona tylko z cmentarzem i traktowana jako wioska bez ciekawej historii. Także w moim przewodniku historycznym informacje o dziejach Wólki były nader skąpe, na czym zaciążył przede wszystkim brak dostępu do bezpośrednich relacji. Luka ta była spowodowana przede wszystkim podświadomym poczuciem obcości rodowitego mieszkańca „Zdobyczy Robotniczej” względem środowiska o typowo wiejskiej genezie.
Na szczęście tę psychologiczną barierę potrafił przełamać Mateusz Napieralski, błyskotliwie debiutujący autor książki „Dawna Wólka Węglowa. Wspomnienia mieszkańców”, nowiutkiej pozycji powstałej dzięki inicjatywie lokalnej przy nieocenionym wsparciu oddziału Bielańskiego Ośrodka Kultury. Dzięki dużej grupie mieszkańców, członków rodzin zasiedziałych w Wólce od często niepamiętnych czasów, został zgromadzony imponująco duży zbiór relacji, które po raz pierwszy w dziejach pradawnej wsi składają się na bogato ilustrowaną zdjęciami panoramę lokalnej historii ostatnich około osiemdziesięciu lat. Metryka osady jest jednak znacznie bardziej szacowna, co autor udowodnił wyczerpującymi badaniami źródłowymi, prowadzonymi w archiwach i bibliotekach.
Wynik tej kwerendy jest doprawdy zaskakujący. Sugeruje bowiem przesunięcie początku istnienia wsi z późnego osiemnastego wieku aż po schyłek Średniowiecza! Świadectwa archeologiczne, a konkretnie pozostałości ceramiki, są datowane nawet na XIV-XV wiek, natomiast w roku z 1536 r. pojawia się w dokumencie nazwa Nowa Wola – jednej z osad, do których prawa wtedy właśnie zyskał król Zygmunt I Stary. Powiązana genetycznie z Borakowem (dzisiejszym Burakowem), funkcjonowała później jako Wola Borakowska. Lustracja królewszczyzn z roku 1565 informuje, że w osadzie mieszkało 17 gospodarzy z rodzinami, którzy uprawiali około 117 hektarów gruntu, w części dobrego, a w części piaszczystego.
W historycznej części książki Napieralski prowadzi nas przez dalsze koleje losu wsi znaczone m. in. zniszczeniami podczas szwedzkiego potopu lat 1655-1657. Wśród frapujących dokumentów z tamtej epoki zwraca uwagę akt małżeństwa zawartego przez Marcina Backo i Jadwigę Gołębkównę, niewątpliwą antenatkę żyjącej do dziś w Wólce rodziny Gołębiów. Jeszcze bardziej interesujący jest zapis w lustracji z 1765 r., który wymienia osadę pod nazwą Węglana Wulka nova Colonia, nowo zasiedloną przez zaledwie sześciu gospodarzy. Autor monografii nie wyciąga ostatecznych wniosków z tej doniosłej informacji, a przecież wystarczy zwrócić uwagę na formę nazwy: Wólka, która jest językowo formą pochodną (wtórną) w stosunku do Wola, tak jak Targówek w stosunku do Targowego, średniowiecznej wsi istniejącej niegdyś w rejonie ul. Targowej. Dodatkowym dowodem jest użycie w dokumencie słowa Colonia, które wskazuje, że Wólka została założona nie jako samodzielna osada, lecz kolonia wsi Wola Borakowska i że przez pewien czas obie osady istniały równocześnie. Użycie w 1826 r. nazwy podwójnej: Wólka Węglowa alias Burakowska, świadczy jedynie o przeniesieniu tradycji toponomastycznej na nową kolonię po – co wydaje się pewne – likwidacji starego siedliska i migracji do nowego. Nie poznajemy (z braku źródeł) przyczyn tej operacji, a i w kwestii lokalizacji Woli Borakowskiej Autor nie zajmuje zdecydowanego stanowiska. Tymczasem można zasadnie podejrzewać, że ta starsza osada znajdowała się w zupełnie innym miejscu, może tam, gdzie znaleziono średniowieczne „skorupy”, czyli w rejonie skrzyżowania Wólczyńskiej z ul. Wóycickiego, co odpowiada gruntom obecnej Placówki. W takim ujęciu wracamy więc do datowania Wólki Węglowej jednak na drugą połowę XVIII wieku. Nie można się też zgodzić z alternatywną próbą wytłumaczenia przydomka Węglana czy Węglowa, który zdecydowanie nie był upamiętnieniem zgliszcz z czasów potopu (nie istnieje taki związek semantyczny!), ponieważ odnosił się tylko do nowej kolonii i z pewnością do wypału węgla drzewnego.
Trochę dziwi wprowadzenie do książki wątku majątku Opaleń (Opalin), terytorialnie odległego od Wólki Węglowej, a historycznie powiązanego z dziejami Babic i Gaci Folwarcznej, czyli obecnego Radiowa. Podobnie nie na miejscu wydaje się opis szarży ułanów z września 1939 r., dokonanej w okolicach Dąbrowy Leśnej, przy całkowitym przemilczeniu legendarnej bitwy o Placówkę, a więc na bezpośrednich przedpolach Wólki Węglowej! Tę niekonsekwencję pogłębia opis pochówku niezidentyfikowanych ofiar Pawiaka właśnie w miejscu znajdującym się w samym centrum zignorowanej batalii, a więc przy ul. Palisadowej.
Pozostawmy jednak spór historyków na boku, aby przyjrzeć się samym, niezwykle ciekawym, relacjom mieszkańców. Spośród nowych dla mnie informacji najciekawszą jest opowieść Marii Suskiej o utwardzeniu dzisiejszej ul. Estrady przez Niemców za pomocą wiązanych drutem pni ścinanych w okolicy świerków. Po wojnie mieszkańcy wyciągali pojedyncze bale na opał, przekształcając drogę w prawdziwy tor przeszkód.
Wólczanie chętnie wspominają dawne zwyczaje, uroczystości i nadzwyczajne zdarzenia, a także szkołę i codzienne zajęcia. Oprócz prac w gospodarstwie i na polu należały do nich wyprawy starszych kobiet z mlekiem i nabiałem przez Powązki, aż na Wolę, ale także na nowe osiedla Bielan. W tym momencie lektury w mojej jaźni zawiązuje się nić wspólnych losów, ponieważ mleko do naszego domu przynosiła z Wólki podczas niemieckiej okupacji pani Miecznikowska, zapewne tożsama ze wspomnianą w książce „Kowalową”. Było czym nakarmić małe dziecko…
Nie dziwi mnie natomiast to, że we wszystkich tych arcyciekawych opowieściach nieobecny jest temat trudnych relacji mieszkańców obu części dzisiejszej dzielnicy podczas powstania warszawskiego. W trakcie eksodusu ludności wypędzanej przez Niemców ze Zdobyczy Robotniczej, osiedla Związkowiec czy kolonii BGK, część nieszczęśników szukała schronienia właśnie w Wólce Węglowej. Mojej rodzinie się udało – zamieszkała w chlewiku dzięki zmianie właściciela obrączek ślubnych. Jeszcze długo po wojnie rodowici bielańczycy chowali urazę do mieszkańców Wawrzyszewa, Wólki i innych okolicznych osad, za kompletne splądrowanie ich opuszczonych podczas powstania domów. Jak mawiano na mojej ulicy – chcesz zobaczyć swoje firanki? Idź na Wólczyńską; a palto? – tamże, na mszę! Po upływie wielu dekad taka wojenna „działalność” części podmiejskiej społeczności już nie budzi resentymentów – powszechna bieda pisała w tamtych trudnych czasach własny kodeks moralny. A przecież – jak wszędzie – obok ludzi mniejszego ducha żyli bohaterowie i męczennicy. Wielu zostało zamordowanych, wielu poszło walczyć z Niemcami i to na różnych frontach wojny, nawet na morzu. Niektórzy chłopcy z Wólki trafili do lasu i – być może – kolegowali się z moim ojcem-bielańczykiem, też żołnierzem Grupy Kampinos. Ot, „zwykłe” polskie losy…
Spośród domowych skarbów – rodzinnych dokumentów i zdjęć zreprodukowanych w publikacji – przeważają fotografie przedstawiające sceny odświętne lub uroczyste, albo zabawy, co przekłada się na ubiory na co dzień nie zakładane, choć tu i ówdzie można odczuć atmosferę wiejskiego dnia powszedniego i posmakować jak wyglądały prace polowe, czy te w obejściu. Przedmiotem dumy gospodarzy były zadbane konie pociągowe i furmanki na „gumach”, a z upływem czasu rower, motocykl, samochód. Tylko z rzadka można ujrzeć samą Wólkę – charakter zabudowy i wygląd dróg, co jest oczywiste, ponieważ cenny aparat fotograficzny wyciągało się z szafy tylko przy specjalnych okazjach.
Smutną konstatacją lektury jest podążający za nami jak cień, zawsze w tej samej odległości, horyzont zdarzeń – granica emocjonalnego doznania przeszłości, możliwego dzięki obcowaniu z jej naocznymi świadkami. Z każdym rokiem kolejni świadkowie odchodzą, a my spoglądając za siebie, tracimy z widoku kolejne lata przeszłości. Należy więc żałować, że książka nie powstała przynajmniej kilkanaście lat wcześniej, nie można jednak winić Autora za jego młody wiek, a z pewnością trzeba mu gorąco pogratulować za tak udany debiut literacki.
Jarosław Zieliński