Karczmy bielańskie
Grudzień 2019
Karczmy bielańskie
Zbliżające się święta zaprzątają uwagę i angażują Polaków coraz bardziej w kierunku nie tyle strawy duchowej, co zadbania o pokarm całkiem cielesny. W dawnych czasach panowała większa równowaga w postrzeganiu obu tych aspektów celebracji świąt Bożego Narodzenia, natomiast cotygodniowy dzień święty rządził się po wsiach i miasteczkach niepisanym, ale skrupulatnie przestrzeganym prawem – najpierw do kościoła, potem do karczmy.
Od czasów Średniowiecza oberże były w Polsce daleko liczniejsze niż świątynie, spełniały bowiem wiele fundamentalnych funkcji społecznych. Lokowane przy skrzyżowaniach traktów, drogach wylotowych z miast i przy samych ulicach miejskich, łączyły cechy współczesnego motelu (stąd zwane były także zajazdami), restauracji, baru z napojami wyskokowymi, miejsca wymiany handlowej i spotkań towarzyskich. Tu więc posilano się i spano, zmieniano konie i nabywano prowiant na drogę. Czasem także okradano i zabijano. Karczmy prowadzili zazwyczaj arendarze, czyli dzierżawcy, często Żydzi, za plecami których kryli się prawdziwi właściciele – dziedzice dóbr ziemskich, klasztory i parafie. Jak to w Polsce zawsze bywało, księża wyklinali z ambony pijaństwo w „żydowskich” oberżach, ale sami częstokroć czerpali z tego tytułu dochody w myśl złotej zasady: pecunia non olet.
Na obecnym terytorium Warszawy do naszych czasów dotrwała tylko jedna historyczna karczma – Zajazd Napoleoński w Wawrze – ale jeszcze na przedwojennych zdjęciach możemy zobaczyć kilka innych, np. słynną oberżę solecką. U schyłku epoki Rzeczpospolitej Szlacheckiej musiały być niesłychanie liczne, skoro nawet na terenie dzisiejszych Bielan, okolicy ówcześnie bardzo słabo zaludnionej, możemy wskazać całkiem pokaźną ich liczbę. Najstarsze mapy okolic Warszawy, pochodzące z XVIII wieku, nie wyróżniają – niestety – karczm, a najstarsza, która je uwzględnia pochodzi dopiero z roku 1820 i była dziełem wojskowego Korpusu Inżynierów. Jak wiadomo, dla wojska karczmy są ważnym obiektem strategicznym i to z kilku powodów, toteż na mapie zaznaczono je bardzo skrupulatnie, podobnie jak np. studnie i młyny. Można założyć, że większość z tych zajazdów miała bardzo stary, nawet kilkusetletni rodowód i co najwyżej sama substancja budowlana bywała wymieniana, czasem z drewna na cegłę, w rezultacie rujnacji i pożarów. Staropolskie karczmy miały bardzo charakterystyczny wygląd – niskie ściany z małymi oknami od frontu bardzo często poprzedzone podcieniem, a także olbrzymie, strome dachy czterospadowe lub z bocznymi naczółkami, zwieńczone okazałymi kominami. Z karczm, które istniały na terenie naszej dzielnicy zachowały się wizerunki tylko dwóch. Obie stały w Młocinach, a jedna z nich tkwiła przez wieki przy Trakcie Zakroczymskim (obecnie ul. Pułkowa przy skrzyżowaniu z Dzierżoniowską). Utrwalona jedynie na dalekim planie zdjęcia z 1914 r., przetrwała do roku 1929, zastąpiona kamieniczką zwaną Willa Trajlusieńka, w której właściciele urządzili restaurację. Drugą młocińską karczmę znamy z wyjątkowo precyzyjnego przekazu – akwareli Zygmunta Vogla, namalowanej w 1812 r. Widzimy na niej budynek nietypowy, okazały, choć drewniany, o dwóch kondygnacjach i centralnym, wielobocznym występie ryzalitu, który został nakryty łamanym dachem. Oberża ta, zaprojektowana ok. 1780 r. przez słynnego architekta Simona Gottlieba Zuga, autora przebudowy pobliskiego, brühlowskiego zespołu pałacowego, wyrosła przy załomie dzisiejszej ul. Prozy, gdzie stoi dom oznaczony numerem 20A. Nie wiemy, jak długo istniała, ale być może pamięta ją dogorywający, sąsiedni dom drewniany, a przynajmniej rosnące przy nim olbrzymie drzewo.
Legendarna knajpa Bochenków w Lesie Bielańskim, której drewniane zabudowania stały na wysokości kościoła po przeciwnej mu stronie ul. Dewajtis, nie była już przed wojną typowym zajazdem, lecz podmiejską, renomowaną restauracją bez miejsc noclegowych, choć oberżę zagrała w przedwojennym filmie „Karczma na Rozdrożu”. Zgodnie z tradycją rodzinną zakład w chwili spalenia u schyłku roku 1944 r. funkcjonował od niemal stulecia, ale sam budynek miał swą poprzedniczkę – najzupełniej typową karczmę, która jakoby była posadowiona bliżej krawędzi skarpy wiślanej i klasztoru kamedułów.
Jeszcze mniej wiemy o zapewne znacznie starszej oberży w Rudzie, która na mapie z 1820 r. kończy od północy zabudowę wsi Potok, stojąc przy Trakcie Bielańskim (dziś ul. Gwiaździsta w rejonie skrzyżowania z Trasą Toruńską) i odchodzącej od niej drodze ciągnącej się do osady Ruda pod Lasem Bielańskim. Mapa okolic Warszawy z roku 1839, ale aktualizowana aż po rok 1860, a także plan Warszawy i okolic z 1856 r., dokumentują oberżę rudzką już w innym miejscu. Karczma Gęsia – w tym wypadku znamy jej nazwę! – była wówczas ulokowana w pobliżu miejsca, w którym jeszcze w pierwszych latach powojennych ul. Marii Kazimiery przechodziła łukiem w biegnącą ku Wiśle ul. Jana III. Tuż przed tym zakrętem od tej pierwszej ulicy odchodziła niegdyś droga przecinająca Las Bielański aż po klasztor i przy niej właśnie stała karczma, na gruncie znajdującym się dziś między blokami osiedlowymi nr 30 i nr 32 przy ul. Klaudyny.
Bliżej Traktu Zakroczymskiego, na mapie z 1820 r. już uregulowanego i obsadzonego drzewami (dziś ul. Marymoncka), odnajdujemy dwie oberże. Pierwsza z nich zdumiewa odosobnieniem, posadowiona na bezdrożu u stóp skarpy przy narożniku ogrodzenia Zwierzyńca marymonckiego, czyli gdzieś przy obecnym zbiegu ul. Smoleńskiego i ul. Kolektorskiej. Druga, znacznie większa oberża – z czworobokiem zabudowań – stała przy samym trakcie, w rejonie dzisiejszego skrzyżowania Marymonckiej, Podleśnej i Podczaszyńskiego. Jej nazwa: Czerwona Karczma, sugeruje, iż był to budynek wzniesiony z cegły.
Oberżę wawrzyszewską wszystkie uprzednio wymienione mapy i plany odnotowują przy skrzyżowaniu świeżo wyprostowanych traktów do Mościsk (dziś ul. Wólczyńska) i do Folwarku Wawrzyszew (ul. Aspekt). Swoją karczmę miał także dworski folwark Opaleń przy Gaci Folwarcznej, czyli na terenie obecnego Radiowa, przy ul. Opalin, w rejonie skraju lasu. Kolejna karczma przy trakcie do Mościsk stała przy skraju tej wsi, a więc przy obecnej granicy Warszawy – skrzyżowaniu ul. Arkuszowej z ul. Estrady.
Jak widać z powyższego wyliczenia, „oferta gastronomiczno-noclegowa” na pustkowiach, które w przyszłości miały się stać Dzielnicą Bielany, była imponująca (łącznie dziewięć zajazdów!) i szkoda że po upływie dwóch stuleci tak niewiele możemy dziś na temat tutejszych karczm opowiedzieć.
Jarosław Zieliński